Dawno nie męczyłem się tak bardzo jak czytając pierwszą książkę Kominka. Kilka stron początku to bardzo fajna lektura. Potem zaczęły się nudy i dłużyzny. Na jakieś 100 stron. „Czy bloger jest tylko blogerem?”, „Jak stać się wpływowym blogerem”…. Dla gościa, który czyta kominka od 2006 to Horror. A potem autor zaczął wplatać wątki autobiograficzne i opowiadać o swoich własnych doświadczeniach zamiast przemyśleń i definicji. I było wartko.
Autor po 100 stronach zasadniczo się rozkręcił a pod koniec umieścił rzecz znakomitą, wyjaśniającą kilka wątków interesujących jego starych czytelników, chyba w formie nagrody za przetrwanie słabej pierwszej 1/3 książki. Jeśli pierwszy raz słyszycie o Kominku zacznijcie czytać książkę gdzieś od 100 strony. Nie słuchajcie autora i nie czytajcie od epilogu. To najlepsza część książki. Gdybym zaczął od epilogu nie przebrnąłbym przez wszystko co przed nim. Jeśli autor podtrzyma obietnicę daną widzom u AK74 tutaj.
Na szczęście Kominek poszedł drogą „100 pytań do” i możemy bez problemów pomijać nieinteresujące fragmenty książki lub już dawno przebrzmiałe tematy takie jak etyczność reklamy na blogach i tym podobne oczywistości. Doczekaliśmy się pierwszej książki, która przekrojowo opisuje zagadnienia stojące przed blogerem. Porządny zestaw rekomendacji, nakazów, zakazów, praktycznych problemów i sposobów na ich rozwiązanie.
Książka jest raczej dla blogerów, którzy chcą pozycjonować się jako lajfstajl, choć nie tylko. Inna rzecz, że Kominek twierdzi, że za 3 lata większość blogów będzie lifestylowa, więc może to i dobrze. Na pewno lektura obowiązkowa dla ludzi, którzy pracują z blogerami. Jest kilka gotowców dla junior brand managerów. To cieszy, tak samo jak przemycane biznesowe podejście i promowanie partnerskich relacji z firmami. Tego nigdy za wiele, w blogosferze ciągle jest trochę osób, które nie potrafią współpracować z firmami na poziomie, choć topowi blogerzy robią to bardzo profesjonalnie. Kolejna pozytywna cegiełka do bardzo ważnych działań Natalii Hatalskiej.
O Kominku napisano już sporo. Od niedawna można (wreszcie!) powiedzieć „dobrze rokujący pisarz”. Jeśli będzie pisał potocznie, autobiograficznie, ucząc życia jestem spokojny o jego miliard dolarów.