Fun fact: kontrolujesz znacznie mniej niż myślisz

F

Ostatnie dni to w moich social mediach wysyp „kryzysowego” content marketingu. Te wszystkie artykuły z cyklu „9 spraw, o które warto zadbać w trudniejszych czasach” oraz „14 sposobów na to, by koronawirus nie dotknął twojej firmy”. To nie jest jeden z tych tekstów. 

Problem z tego typu treściami jest taki, że pisanie takich rzeczy w tym momencie to tak jakby powiedzieć gościowi, który miał 48 godzin temu zawał o tym, że powinien zacząć bardziej się ruszać. Niby to prawda (bo przez to z mniejszym prawdopodobieństwem będzie miał drugi), ale dalece niesatysfakcjonująca (bo pierwszy jednak już miał). Zamiast tego typu złotych rad przedstawię Wam mój sposób myślenia, który sprawdzał mi się w czasach zawirowań (także tych w 2008) – ale również w dobrej pogodzie. Składa się z trzech przegródek:

Przegródka „Nie kontroluję”

Teoretycznie każdy głos w wyborach ma znaczenie, więc trzeba chodzić, głosować by „spełnić swój obywatelski obowiązek”. W praktyce jednak w Polsce w wyborach prezydenckich ostatnich 30 lat głosuje między 6.5 a 10.5 miliona ludzi. Jeśli nie spełnisz swojego obywatelskiego obowiązku w wyborach prezydenckich – prawdopodobnie nikt nie zauważy. Kontrola przeciętnego wyborcy nad tym kto zostanie prezydentem kraju, jest równie duża co kontrola nad odległą burzą piaskową (zgodnie z efektem motyla Trzepot skrzydeł motyla, np. w Ohio, może po trzech dniach spowodować w Teksasie taką właśnie burzę). 

Analogicznie jest z notowaniami giełdowymi. Poza grubymi misiami ze szczytów funduszy hedgingowych, które dysponują pulami kapitału, które mogą zmieniać notowania poszczególnych spółek albo mniejszych indeksów po prostu rzucając na szalę „Kup” lub „Sprzedaj” miliardów dolarów inwestorzy indywidualni nie kontrolują cen akcji.

Podobnie jest z ludźmi żyjącymi z wystąpień publicznych, którzy właśnie stracili grunt pod nogami, bo wszystkie eventy, wewnętrzne konferencje i szkolenia zostały odwołane do nie wiadomo kiedy. Ci z nich, którzy nie posiadali oszczędności na kilka miesięcy do przodu – mogą czuć się niepewnie. Ta niepewność bierze się właśnie z tego, że nie mają kontroli nad tym, co się im przydarzyło.

Analogicznie jest z pogodą, wzrostem PKB i wieloma rzeczami, które są absolutnie kluczowe z punktu widzenia jakości naszego życia. Choć wszyscy zmierzamy do osiągnięcia, jak najlepszych rezultatów nie mamy nad nimi pełnej kontroli. Czy jesteśmy więc jak siatka z american beauty, miotana podmuchami wiatru, dla której jedyną dostępną strategią jest poddać się powiewowi?

 

Jeśli tak, to na pocieszenie dostaniemy otwierające cztery wersy w piosence Katy Perry. 

Osobiście uważam, że nie jesteśmy. Choć nie mamy pełnej kontroli nad sytuacją, możemy wpływać na rezultat i kontrolować wkład, który w niego wnosimy. I mniej się miotać.

Przegródka „Wpływam”

Kiepskie organizacje są pełne ludzi, którzy mówią i myślą rzeczy takie jak „To nie moja wina”, „Nie mogliśmy temu zapobiec”, „Nie dało się tego przewidzieć”. Tego typu wyrażenia tłumaczą sobie po fakcie nieprzygotowanie i wzmacniają we wszystkich wyuczoną bezradność, czyli zestaw odruchów typowych dla siatki z American Beauty.

Pierwsza książka Jocko Willinka, która stała się lekturą obowiązkową, w Casbeg nosi nazwę „Extreme Ownership”. W skrócie w tytułowej zasadzie chodzi o to, że jesteśmy odpowiedzialni, nie tylko za to, co zrobiliśmy – ale także za to co nam się przydarza. W Casbegu ilustruję to przykładem, ucząc konsultantów: 

“Jeśli klient od 4 miesięcy wstrzymał działania marketingowe swojej firmy w nadziei na premierę nowej strony internetowej za miesiąc, a następnie wdraża ją przez cztery miesiące, to jest to nasza wina – bo nie interweniowaliśmy”.

Jeśli przyjmiemy odpowiedzialność nie tylko za to, co kontrolujemy lub co zrobiliśmy, ale po prostu za wszystko – dzieją się magiczne rzeczy. Okaże się, że mamy dużo więcej wpływu na rzeczywistość niż nam się dotąd wydawało i aktywnie z niego korzystamy, zamiast pielęgnować wyuczoną bezradność i „niedasizm”.

Nie kontrolujemy cen akcji naszej spółki – ale mamy wpływ na to jak prowadzimy sprzedaż, a ona ma wpływ na cenę akcji.

Nie kontrolujemy tego czy nasz fundusz VC spełnia oczekiwania partnerów – ale możemy doskonalić swój proces inwestycyjny.

Nie kontrolujemy tego, jak szybko konferencje będą się odbywać ponownie – ale mamy wpływ na to czy przygotowujemy do nich nowy materiał.

Nie kontrolujemy tego czy klient kupi – ale mamy wpływ na jego decyzję poprzez trzymanie standardów na rozmowie handlowej.

Na pewno nie kontrolujemy naszych dzieci (choć niektórzy próbują) – ale możemy starać się stwarzać dobre warunki do wyrastania na dobrych ludzi.

Przegródka „Kontroluję”

Jeśli się nad tym zastanowisz, kontrolujesz w stu procentach zaskakująco mało rzeczy w swoim życiu. Kontrolujesz to co i ile jesz. Co i ile czytasz. Jak i ile ćwiczysz. Jak i ile pracujesz. Ile śpisz (choć to już nie wszyscy, bo są ludzie, którzy mają bezsenność albo, co gorsza małe dzieci). 

Nie mamy pełnej kontroli, nad tym ile ważymy (bo geny, choroby, kontuzje etc.), ale będzie nam trudniej mieć nadwagę jeśli będziemy ćwiczyć 4 razy w tygodniu i jeść zdrowo i umiarkowanie. A to jest coś, nad czym większość z nas ma pełną kontrolę – tylko nam się nie chce. 

Nie mamy kontroli nad tym czy ludzie odbierają nas jako inteligentnych na rozmowach kwalifikacyjnych – ale wszyscy mamy kontrolę nad tym czy czytamy książkę tygodniowo. 

Nie mamy kontroli nad tym, ile sprzedajemy, ale kontrolujemy to, ile wysiłku wkładamy w to, żeby mieć dużo leadów i wyróżniającą się na plus ofertę.

Właściwie wszystkie rzeczy, które kontrolujemy w pełni to tylko wysokopoziomowy input niedający gwarancji powodzenia. Ale lepsze to niż bycie siatką na wietrze. Najlepszy moment, żeby wyrobić nawyk ćwiczenia 4 razy w tygodniu, był 3 lata temu. Drugi najlepszy – jest dziś. Nawet jeśli siedzisz teraz zamknięty w domu i poddany kwarantannie byłoby lepiej gdybyś wykorzystał czas do tego momentu produktywnie: ćwicząc w domu, czytając książki, zamiast oglądając netflixa i wykorzystując czas na pisanie zamiast gry komputerowe. W wolniejszych okresach w twojej firmie nigdy nie było lepszego momentu na to, żeby zrobić wszystkie rzeczy, na które zwykle nie ma czasu: napisać blogpost, wymyślić nowy produkt, wykonać research pod usprawnienia procesów. Cokolwiek czeka cię po drugiej stronie trudności,  byłoby lepiej gdybyś napotkał to bardziej oczytany, z lepszymi nawykami i nieco szczuplejszy.

Niektórzy z was pomyśleli pewnie „A co jeśli nie przejdę przez trudności?”. Zamykając wątek wpływu, warto przypomnieć sobie znaczenie angielskiego idiomu „to go down swinging”, co dosłownie oznacza „paść wyprowadzając ciosy” a w ładniejszej wersji „walczyć do końca” albo „podejmować wysiłek nawet wiedząc, że porażka jest prawdopodobna”.

P.S. 1. Choć na niektóre rzeczy (globalna epidemia, kryzys gospodarczy, zmiana regulacji dotykającej całą branżę) nie mamy ani kontroli, ani wpływu, to mamy kontrolę nad tym jak zareagujemy. Jestem przekonany, że najlepsi z „udomowionych” trenerów za kilka miesięcy poinformują nas o książkach, które napisali w trakcie przebywania na przymusowym home office. Świat będzie lepszy dzięki tym publikacjom bardziej niż gdyby w tym czasie dowieźli 10 wystąpień publicznych (tzn. 2 wystąpienia, powtórzone po pięć razy każde).

P.S. 2. Piszę ten tekst, leżąc w łóżku z 38-stopniową gorączką, powalony chorobą (nie koronawirusem, na szczęście), którą po raz piąty w tym roku zaraził mnie syn. To jakiś rekord: mamy 12 marca a w tym roku byłem więcej dni roboczych chory niż zdrowy. Skoro jestem chory, przynajmniej mam więcej czasu na pisanie.

O autorze

Bartosz Majewski

CEO / founder of Casbeg. Before that Bartosz was a Cofounder and Sales Director of a B2B startup where in 3.5 years his team acquired 1000 clients from 41 countries. During a decade he closed more than 7 million dollars worth deals.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Archiwa