Czy słyszałeś kiedyś o kulcie Cargo? To zjawisko psychologiczne, które widzisz na co dzień. W sobie, we współpracownikach, klientach i polityce gospodarczej. Gdy ci o nim opowiem, będziesz dostrzegać jego przejawy w zaskakująco dużej ilości miejsc. Zacznijmy od skróconej przeze mnie definicji:
Za Wikipedią – „Kulty cargo – ruchy religijne głoszące nadejście nowego porządku”.
Kult ten został zauważony przez antropologów w momencie, gdy ludność tubylcza zaczęła budować lądowiska i pasy startowe dla samolotów, nabrzeża dla statków, magazyny itp. Okazało się, że miejscowa ludność widząc, iż biali budują pasy startowe i lądowiska, czego wynikiem jest przylatywanie samolotów z żywnością i innymi dobrami, zaczęła ich naśladować. W świadomości tubylców samoloty przylatywały z nieba i były kierowane na ziemię przez bogów, natomiast biali ludzie byli tylko pośrednikami, którzy nie przekazywali im wszystkich zsyłanych dobrodziejstw.
Prawdopodobnie zastanawiasz się teraz, co ruch religijny popularny ponad 100 lat temu w Trzecim Świecie ma wspólnego z Polską dwudziestego pierwszego wieku? Zapewniam, sporo.
Kluczowym elementem kultu cargo jest mylenie przyczyn ze skutkami. To nie kilkaset lat rozwoju przemysłu i innowacji doprowadziły do tego, że samoloty przylatują na pasy startowe wypełnione różnymi dobrami. Wystarczy zbudować pasy startowe – a resztę zrobią za nas bóstwa, które ześlą samoloty pełne dóbr. Pozwól, że pokażę ci te przejawy kultu cargo, które uważam za najciekawsze w naszej codzienności. Tylko ostrożnie. Tego nie da się już odzobaczyć.
Infrastruktura wspierająca innowacyjność
Zauważyliście, że uczelnie i samorządy wyspecjalizowały się w budowaniu nowych, pięknych budynków, w których powstają coworki, inkubatory startupów etc.? Obecnie jest ich w całej Polsce 176. Mało tego. W trakcie jednej z konwencji partii Wiosna, Robert Biedroń wystrzelił, że każda gmina powinna mieć inkubator startupów. Jeśli nie chce ci się sprawdzać, to podpowiem: w Polsce jest prawie 2500 gmin. Wg różnych szacunków, startupów w 2018 jest ok. 3000. Czyli nieco ponad 1 startup na inkubator. Naturalnie można powiedzieć też, że jak będzie więcej powierzchni do robienia, to będzie też więcej startupów – ale nikt poważny się pod tym zdaniem nie podpisze. Bo to tak jakby liczyć na to, że bóstwa ześlą startupy w samolotach.
Fetyszyzowanie narzędzi
Jak biegamy, to MUSIMY mieć najlepsze buty do biegania. Wydawanie 1000 PLN na buty, a następnie bieganie w nich amatorsko to przerost marży producenta butów nad treścią. Jeśli jesteśmy marketingowcem, jest absolutnie niezbędnym wdrożenie marketing automation – to, że mamy 20 leadów miesięcznie mi w tym nie przeszkodzi. Potrzebujemy też modelu atrybucji Markova, żeby prowadzić koszerne eksperymenty i to, że na naszej stronie hula wiatr, a nie użytkownicy, nie powstrzyma nas przed tym sposobem myślenia.
Niestety, to tak nie działa:
- Mając na nogach najdroższe buty do biegania, nadal jesteś wolny – tyle że w drogich butach.
- Gdybyś miał najlepszą rakietę tenisową na świecie, Andre Agassi nadal wygrałby z tobą w tenisa. Nawet rakietą sprzed 20 lat.
- Gdybyś miał najlepszą na świecie gitarę, Carlos Santana rozwaliłby twoją najlepszą solówkę na prehistorycznej gitarze akustycznej.
- Gdybyś miał najlepsze pianino, Elton John zaorałby cię mając do dyspozcji pianino z prowincjonalnego kościoła.
To nie narzędzi nam brakuje. Po prostu jesteśmy kiepscy.
Polityka
Dominujące narracje w polskiej polityce racjonalizują post factum to, co się nam przydarza. Na przykład, różni politycy i organizacje (nie tylko w Polsce), przypisują sobie obalenie komunizmu, jak gdyby była to kwestia, która miała miejsce bez udziału pozostałych aktorów systemu międzynarodowego. W tej narracji nie ma miejsca na Reagana i ekonomiczną niewydolność Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Innym przykładem na kult cargo w polityce jest przypisywanie sobie wprowadzenia Polski do NATO, bez pamięci, że w tym samym roku do sojuszu dołączyły także Czechy i Węgry, a do 2009 znalazły się w nim właściwie wszystkie państwa w okolicy z wyjątkiem Białorusi i Ukrainy. Sprawa jest jeszcze bardziej ewidentna w przypadku dołączenia polski do UE. 1.05.2004 do UE dołączyło 10 państw jednocześnie, co nie przeszkadza różnym politykom twierdzić, że “wprowadzili Polskę do UE”.
Zostaliśmy zaproszeni i nasza zasługa polega na tym, że przyjęliśmy zaproszenie. Ktoś puścił do nas oko i powiedział „podobasz mi się, nie spieprz tego”. Nie spieprzyliśmy. Nie więcej i nie mniej. A już najładniej kult cargo widać było w tym, że dołączyliśmy do tych instytucji i straciliśmy zainteresowanie posiadaniem jakiegokolwiek oryginalnego pomysłu na siebie na kilkanaście lat (ostatnio nam to wraca, choć jakość pomysłu na siebie, jak i jego egzekucja woła o pomstę do nieba). Bóstwa z metropolii nam to ogarną, dotacje przylecą samolotem i zrobią nam bezpieczeństwo i wzrost gospodarczy, wystarczy wybudować pasy startowe.
Ciekawie mówił o tym Jacek Bartosiak, który jest byłym prezesem centralnego portu komunikacyjnego, a więc praktykiem:
“Co do polityki krajowej. Są dwie główne grawitacje, które wyznaczają zakres działań polityków krajowych. Pierwszym jest geopolityka. Dlatego, że mają tyle (Bartosiak wykonuje gest pokazujący kilka centymetrów między jego palcami) pola manewru. Co? Możemy wyjść z Unii jak chcemy? Możemy rzucić sojusz z amerykanami jak chcemy? Możemy nie kupić F35? Czy rządy będą upadać jeżeli podejmiemy taką decyzję? Możemy nie wziąć udziału w handlu z niemcami, czy rządy będą upadać z takiego powodu?”
Między dwoma palcami można zmieścić nasze pole manewru. A my jeszcze chcemy tam dołożyć kult cargo. Milton Friedman, gdy przyjechał do Polski w 1989 powiedział: „Polska nie powinna naśladować bogatych krajów zachodnich, bo nie jest bogatym krajem zachodnim. Polska powinna naśladować rozwiązania, które kraje zachodnie stosowały, gdy były tak biedne, jak Polska.” Parafrazując i upraszczając: „uważajcie na kult cargo w polityce gospodarczej”. A jednak bezmyślnie kopiujemy 1:1 powierzchownie interpretowane strategie państw bogatych. Widać to np. w tym, że koncentrujemy się na sprawach obyczajowych zamiast gospodarczych, ponieważ „społeczeństwa bardziej otwarte i tolerancyjne mają większą skłonność do innowacyjności, która napędza wzrost” – co jest prawdą w odniesieniu do San Francisco, ale już w odniesieniu do Chin czy Izraela być nie musi.
Jako najbardziej skoncentrowany przejaw tego typu sposobu myślenia niech posłuży kawałek (skądinąd lubianego przeze mnie) rapera Łony:
Na koniec mój ulubiony przykład. Laszlo Bock napisał książkę “Work Rules”, która stała się kanwą, na której powstają różnego rodzaju artykuły o tym, jak warto i nie warto pracować, budować zespoły oraz kultury organizacyjne. Nic dziwnego. Laszlo przez prawie 11 lat był Senior VP of People and Organisations w Google. W tym czasie firma stała się topowym pracodawcą (została tak nazwana w rankingach w aż 30 krajach), zyskała ponad 100 nagród za bycie znakomitym miejscem do pracy, a sam Laszlo został w 2010 nagrodzony statuetką “Human Resources Executive of the Year” przez Human Resources Magazine.
I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie próbka danych, z których wyciąga wnioski Bock.
Zamiast powiedzieć:
“Tak trzeba budować kultury organizacyjne w globalnych biznesach, o niezrównanych unit economics. Jeśli nie masz 2.5 miliona dolarów przychodu na pracownika to nawet nie podchodź do wdrażania wniosków z tej książki bo nie masz na to hajsu.”
Artykuły, które powstają na bazie tej książki mówią coś w stylu:
“Google złamało kod budowy idealnego zespołu.”
Idealnie myląc przyczynę ze skutkiem. Kultura Google jest bardzo droga w utrzymaniu, ale może taka być z uwagi na genialność modelu zarabiania pieniędzy tej firmy. I o ile nam wiadomo, kultura Google nie stała się taka, jaką jest, zanim Bock nie został zatrudniony i wyposażony w wielki budżet od Larry’ego Page’a i Sergey’a Brina. W końcu Bock dołączył w 2006, Google zostało założone 8 lat wcześniej i zadebiutowało na giełdzie 2 lata wcześniej przy wycenie 23 mld$ , uprzednio zbierając VC i Angel Rounds od Sequoia Capital, Yahoo, Jeffa Bezosa, Kleiner Perkins.
Czy to wygląda jak droga twojej firmy? A może jakiegokolwiek startupu w europie środkowo wschodniej? A jeśli nie – to dlaczego używasz tego jako benchmarku do budowy swojej kultury firmowej i pakietu benefitów?
This shit must stop. Pierwszy krok do rozwiązania jakiegokolwiek problemu, to zrozumienie, że problem istnieje. Zbyt często myślimy o naszych firmach, kulturach organizacyjnych, polityce i innowacjach w sposób równie wyrafinowany co ludzie, wobec których czułeś wyższość czytając definicję kultu cargo z początku tego tekstu.